Bądź nieskazitelny – słyszę, jak Bóg do mnie mówi.
Bądź nieskazitelny. Abraham nie był. Usłyszawszy obietnicę upadł co prawda na twarz, zachował zewnętrzne pozory, ale Bogu nie uwierzył.
„Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich, szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie”. Czy ja wierzę w to, co dziś czytam? Jeden do jeden odnosi się do problemu, który mnie zabija. Ale tak trudno mi zaufać. Całe moje doświadczenie mówi mi, że zawsze nam brakowało.
Naucz mnie Panie, jak mam Ci ufać nie słowami, ale czynami, jak mam Ci służyć. Jeśli chcesz Boże, możesz mnie oczyścić.
Do ojca Pio ciągnęły tłumy, ponieważ Bóg przez niego uzdrawiał. Działy się cuda. Amerykański dziennikarz czekał kiedyś na ojca, który po całym dniu zmierzał do swojej celi. Dziennikarz stał w cieniu, w wykuszu, był całkowicie niewidoczny. Ojciec szedł korytarzem, mogło go widzieć kilku zakonników. Gdy skręcił, już nie mogli go widzieć. I natychmiast zaczął iść w sposób, z którego jasno wynikało, że każdy krok sprawia mu potworny ból. Dziennikarz we wspomnieniach porównał sposób chodzenia ojca do kroków niedźwiedzia po gorącej płycie – w taki sposób kiedyś tresowano misie do występów w cyrku. Ojciec Pio starał się stawiać stopy tak, by nie dotykały podłogi środkową częścią, tam gdzie miał rany, szedł jakby na krawędziach stóp. Wszystko na oczach dziennikarza.
„Jezus wziął na siebie nasze słabości i dźwigał nasze choroby”.
Ojciec Pio odmówił kiedyś matce modlitwy za syna – epileptyka. Powiedział jej: czy ty wiesz, że kapłan, który ma objawy epilepsji jest usuwany ze stanu kapłańskiego? Ojciec Pio, by Bóg przez niego uzdrawiał, brał na siebie cierpienia uzdrawianych ludzi. Stąd te gorączki powyżej 45 stopni Celsjusza, stąd objawy wielu chorób, które opisywali u niego lekarze. Objawy, który pojawiały się nagle i równie nagle znikały.
Ojciec Pio doskonale naśladował Jezusa. Był heroiczny przez pięćdziesiąt lat noszenia stygmatów. Stygmatów, czyli mówiąc prostym językiem: dziur w ciele, z których sączyła się stale krew.
I tutaj wraca kwestia zaufania, wiary: naucz mnie Panie, jak mam Ci służyć. Jeśli chcesz Boże, możesz mnie oczyścić. Teoretycznie wszystko rozumiem. Oczyszcza przyjęte przeze mnie cierpienie, które swoją decyzją dokładam do cierpienia Jezusa, by choć odrobinę uczestniczyć w ratowaniu ludzi. Jezus uczynił to z miłości, bo bez jego ofiary ludzie ginęli by pod ciężarem swoich grzechów. Jezus w akcie miłości zdjął ze mnie i z ciebie cały ten śmiertelny ciężar. Ojciec Pio wolną decyzją brał na siebie ciężar grzechów człowieka, którego życie duchowe od tego momentu się zmieniało.
To znaczą słowa, że Bóg może mnie oczyścić. To jest wymiana. Miłość za miłość. Najpierw zaś trzeba uwierzyć. Abraham nie uwierzył. Bóg powoli wychowywał go do aktu największego zaufania, na który się zdobył człowiek, do podniesienia ręki na jedynego syna. Abraham znał Boga jako kogoś, kto jest absolutnie dobry, wiedział, że Bóg go kocha, więc posłuchał polecenia, by złożył syna w ofierze dla Boga.
Wychowywanie do wiary Ojcu, do zaufania, do miłości, do naśladowania Syna, który poświęcał się dla grzesznych ludzi. Chodzi o to, żebym uwierzył, że szczęśliwy jest człowiek, który służy Ojcu i chodzi Jego drogami, chodzi po krwawych śladach Jego Syna.
Wyciągnąłem rękę do Jezusa, byłem śmiertelnie chory na duszy, trędowaty duchem, uzdrowił mnie, On dalej bierze na mnie kolejne moje grzechy. Kiedy przyszedł do mnie z uzdrowieniem, postanowiłem nigdy się już od Niego nie odwracać. A grzeszyłem jeszcze ciężej niż przed pierwszym nawróceniem. I On się nie odwrócił. I dalej się nie odwraca, mimo, że dalej nie dorastam do swoich obietnic, że teraz to już na sto procent będę wierny. Że będę ufał. Abraham i ojciec Pio byli wychowywani na drodze do miłości. Przede mną decyzja. Pociesza mnie tylko to, że Abraham upadłszy na twarz przed Bogiem, roześmiał się. Nie uwierzył. Mnie nie stać dziś na całkowite zaufanie. Działaj Boże nożem.