Gdy upadłem Jezus powiedział: wstań, nie lękaj się. Zbliżył się do mnie. Przytulił. Nie widziałem Jego twarzy. Poczułem pragnienie, by Go poznać. Powtórzył mi to, co sam usłyszał od Ojca: jesteś umiłowanym synem, Ojciec sobie ciebie upodobał. Nie wiedziałem, że jestem tak wartościowy w oczach Boga. Trudno to pojąć, patrząc na Boży majestat. Tron z płomieni, władza, której wyobrazić sobie nie sposób. I ja, z gliny.
Wszystkie dotychczasowe opowieści o Bogu są wymyślonymi mitami. Nam opowiedziano jedyny mit, który się wcielił. Słowo z mocą. Jaśniejące światło. Przyjście wszechmogącej Miłości. Miłosierdzia z nami.
Całe życie błądziłem wśród ciemności. Tak bardzo pragnę wytrwać w promieniach tego światła, tej łaski. Tak bardzo chcę trzymać się przykazań, postępować sprawiedliwie, naśladować Sprawiedliwego.
Kochanka omdlewa na myśl o swoim wybranym. Leje się przez ręce, gdy przyjdzie i gdy poczuje jego dotyk. Takiej miłości pragnę. Otwórz moje uszy Boże, abym słyszał głos Jezusa, wlej moc w moje serce, abym miał siłę przejść przez ogień, abym cieszył się z próby, aby liczyła się dla mnie tylko nagroda, abym przyjął swoje cierpienie, i choć przez chwilę potrafił ulżyć bliźniemu nosząc z radością jego ciężary. Daj mi Jezu rozpoznać się w Twojej twarzy.