Gdy byłem niewolnikiem grzechu, usłyszałem dobrą nowinę o wolności i nadziei. Dusza moja jak ptak się wyrwała z sideł ptaszników, sidło się podarło, i zostałem uwolniony. Wcześniej nie znałem woli naszego Pana, zostałem ukarany delikatnie. Przyjąłem słowa tej nauki o Jezusie; dopóki się trzymałem przykazań, był przy mnie pokój, była sprawiedliwość. Przechodziłem przez ciemne doliny, Jego łaska jak tarcza, jak miecz i zbroja. Stawaliśmy w obronie zniewolonych i opętanych, gdyby Bóg nie był po naszej stronie, zostałbym pożarty, pochłonięty żywcem. Płaszcz Matki Chrystusa, czuła opieka. To Ona zasłaniała dziury w mej duszy, które wyżarł kwas grzechu.
Dziś znam wolę Ojca, mimo to potrafię grzeszyć. To jakaś nieprawdopodobna tajemnica. Chodzi mi o wdzięczność, a przecież w dodatku wiem, że na świadomego przyjdzie wielka kara. Więc powtarzam słowa skierowane do nas wszystkich: „Niech grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele, poddając was swoim pożądliwościom. Nie oddawajcie też członków waszych jako broń nieprawości na służbę grzechowi, ale oddajcie się na służbę Bogu jako ci, którzy ze śmierci przeszli do życia”. Wiele nam dano, łaska wiary, niezwykłe obdarowanie. Ale wiele się od nas wymagać będzie. Nasza pomoc w imieniu Pana, który stworzył niebo i ziemię. Zdrowaś Mario bronią, Ojcze nasz, przyjdź królestwo Twoje. Wstań, idźmy. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.