Zagrożenia duchowe

Gröning, Bruno. Zwiedzony zwodziciel

Alfabet zagrożeń duchowych

Gröning, Bruno

Nie był zdolny do samokrytycyzmu, żył w zaczarowanym świecie.  Cechował go brak stabilności: łatwo ulegał wpływom, był chimeryczny, niestały emocjonalnie, szukający poczucia bezpieczeństwa.

Nie brał pieniędzy za uzdrawianie, stworzył groźną sektę. Wierzył, że uzdrawia Bożą mocą, prowadził ludzi do otwarcia się na demoniczny świat duchowy. Na przełomie lat 40. i 50. XX wieku gromadził w Niemczech dzień po dniu 30-tysięczne tłumy. Naukę skończył na piątej klasie szkoły podstawowej, w życiu nie przeczytał ani jednej książki. Do dziś kręcone są filmy na jego temat, powstają opracowania, reportaże, do dziś Bruno Gröning ma dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy wyznawców.

Głosił: „Nieuleczalne nie istnieje”, a nie był w stanie uzdrowić swoich synów, obaj zmarli w wieku dziewięciu lat, Harald z powodu wady zastawki serca, Günther na ropne zapalenie opłucnej. Powtarzał: „Jest wiele rzeczy, których nie można wyjaśnić, ale nie ma niczego, co nie mogłoby się wydarzyć”, a był całkowicie bezradny wobec swoich chorób. Cierpiał na niedoczynność tarczycy, miał potężne wole, zmarł na raka żołądka. Wielu twierdzi, że dzięki niemu odzyskało zdrowie. Wielu sądzi, że mimo śmierci, jego uzdrowicielskie moce wciąż działają. 

Rozmawiał z wiewiórkami

Bruno Gröning urodził się w 1906 roku w Oliwie jako Bruno Grönkowski. Ze wspomnień wyłania się obraz samotnika, dziecka ledwo umiejącego mówić, które uciekało z domu czasami nawet na kilka dni do pobliskiego dużego lasu. Ojciec miał ciężką rękę. Bruno bardzo dużo czasu przebywał ze zwierzętami, były one dla niego ważniejsze niż rodzeństwo.  Zwierzęta biegały za nim, szczególnie ciągnęły do niego zwierzęta chore. Tak wspominał swoje leśne ucieczki: „Tu przeżywałem Boga w każdym krzaku, w każdym drzewie, w każdym zwierzęciu a nawet w kamieniach. Wszędzie mogłem stać godzinami, pojęcie czasu nie istniało, stać i zamyślać się, i ciągle czułem się tak, jakby całe moje wewnętrzne życie sięgało w nieskończoność”.

Podobne wątki – słaba socjalizacja, traumatyczne przeżycia, pozazmysłowa komunikacja ze zwierzętami – odnaleźć można w historii wielu uzdrowicieli, radiestetów czy neo-szamanów. Ich wspólnym mianownikiem jest nieświadoma inicjacja – nieintencjonalne otwarcie się na świat duchowy.

Cudowny doktor

O Gröningu stało się głośno w 1949 roku dzięki rzekomemu wyleczeniu Dietera Hulsmanna, ośmioletniego chłopca cierpiącego na zanik mięśni, którego stan się na pewien czas poprawił, choć finalnie chłopczyk zmarł.  

Codziennie do miejscowości, w której mieszkała rodzina Hulsmannów napływało do 30 000 ludzi. Prasa i radio donosiły o „cudownym doktorze” i w brytyjskiej strefie okupacyjnej stał się on tematem dnia. Nakręcono film kinowy pod tytułem „Gröning”, który dokumentował zdarzenia z nim związane. Manfred Lütgenhorst z monachijskiej gazety „Münchner Merkur” napisał 24 czerwca 1949 roku: „Gdy przybyłem do Herford o godz. 10.30 rano, przed małym piętrowym domem na Placu Wilhelma zgromadziło się około tysiąc ludzi. Był to nieopisany obraz ludzkiego nieszczęścia. Niezliczeni sparaliżowani na wózkach inwalidzkich, na noszach dźwiganych przez swych krewnych. Niewidomi, głuchoniemi, matki ze sparaliżowanymi i upośledzonymi psychicznie dziećmi, stare babcie i młodzi mężczyźni tłoczyli się jęcząc. Prawie sto samochodów osobowych, ciężarowych i omnibusów parkowało na placu – i wszystkie przybyły z daleka”. A działy się cuda. „Tu czy tam ktoś odrzuca kule […] albo matka wykrzykuje: »Moje dziecko zostało uleczone!«”. Uzdrowiona została cierpiąca od 1938 roku na częściowy paraliż kręgosłupa Maria Würstel, jeden z reporterów widział ją biegającą jak dziecko, „na pół płaczącą, na pół śmiejącą się ze szczęścia”, gdy wcześniej najmniejsze poruszenie sprawiało jej potworny ból. Inna kobieta, która po przejściu choroby Heinego-Medina od szóstego roku życia była przykuta do wózka inwalidzkiego, także wstała i zaczęła chodzić. Ludzie przynosili fotografie swoich krewnych i trzymali je przed oknami budynku, w którym przebywał uzdrowiciel w nadziei, że wchłoną energię Gröninga.

W prasie dyskutowano o – boskim czy naturalnym? – pochodzeniu mocy uzdrowiciela. „Czyżby był nośnikiem pola elektrycznego lub elektrycznej fali?” – zastanawiali się dziennikarze. Sam uzdrowiciel, wyjaśniali, miał „niewzruszone przeświadczenie, że może działać jako »transformator«, wchłaniać energię ludzkiego cierpienia” i zamiast niej „wysyłać leczącą moc”. „Revue” sugerowało, że miało to wpływ nawet na wielkość jego wola, które absorbowało „chorobową energię” pacjentów. „Moja moc nie jest mocą ludzką”, zacytowano uzdrowiciela z Oliwy w pewnym nagłówku. W krótkim czasie Bruno Gröning zyskał międzynarodową sławę.

W kolejnych latach działał jako ktoś w rodzaju wędrownego kaznodziei i udzielał pseudomedycznych porad. Był kilkukrotnie zatrzymywany i sądzony, dostawał administracyjne zakazy działalności i nauczania. W 1956 został aresztowany i oskarżony o przyczynienie się do śmierci Ruth Kuhfuß, chorej na płuca dziewczynki, która zmarła po zabiegach Gröninga i odstawieniu leków przepisanych jej przez lekarzy. Po spektakularnym procesie został skazany na karę grzywny, a rok później na karę sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu. Wniósł apelację, jednak zmarł przed wydaniem prawomocnego wyroku. Analiza wyników kilku zdjęć rentgenowskich wykazała: rak żołądka w zaawansowanym stadium.

Świecki święty

Bruno Gröning został pochowany w Dillenburgu. Grób jest od kilkudziesięciu lat celem pielgrzymek jego wyznawców. Tak samo jak miejsce narodzin w Gdańsku Oliwie, gdzie jego zwolennicy przyjeżdżają autokarami, by „czerpać energię”. Rozpowszechniane przez to środowisko opowieści z życia uzdrowiciela są odmianą naiwnej literatury hagiograficznej: jego urodzinom towarzyszyły niezwykłe zjawiska, umieraniu – burza, umarł nie na raka, lecz na wewnętrzne wypalenie wynikające z faktu, że zabroniono mu uzdrawiać; miał przepowiedzieć daty wybuchu obu wojen światowych oraz exodus rodziny z Gdańska. Równie naiwnie groźne są niektóre opowieści autorstwa samego guru: tarczycowe wole według niego było gruczołem życia, a synowie zmarli, bo żona uwierzyła lekarzom.

W pewnym momencie, jeszcze za życia, Gröning zaczął leczyć na odległość. „Ładował” „energią” między innymi kulki ze staniolu. Umieszczał w nich swoje ścięte włosy, skrawki paznokci rąk i nóg oraz własną spermę. Jeszcze dziesięć lat temu członkowie stowarzyszenia zwolenników uzdrowiciela sprzedawali ją w ofercie wysyłkowej.

Zrzeszenie Przyjaciół Brunona Gröninga ma być „jedną z największych na świecie organizacji działających na rzecz uzdrowień na drodze duchowej” i informuje o istnieniu wspólnot lokalnych we wszystkich krajach europejskich, jak również na wszystkich kontynentach, w ponad 100 krajach.

Wyznawcy Gröninga tak tłumaczą mechanizm oddziaływania swojego guru: „Istnieje siła wyższa, która jest fundamentem wszelkiego życia i może uzdrawiać. Przez przyjęcie odpowiedniej pozycji ciała i odpowiednie nastawienie ducha, każdy człowiek może przyjąć w siebie bożą siłę. Odczuwalny w ciele >Heilstrom< może dokonać uzdrowienia, nawet ze schorzeń przewlekłych, zwyrodnieniowych i ciężkich chorób organicznych”. Najlepiej jest medytować przed zdjęciem Gröninga, który pod koniec życia przepowiedział, iż po swojej śmierci dalej będzie uzdrawiał.

Nie zakładam złej woli wszystkich osób związanych z Kołami Przyjaciół Bruno Gröeninga, choć prasa przynosi informacje o typowych dla sekt nadużyciach związanych z ich działalnością: uzależnianiu dzieci, nakłanianiu jednej przynajmniej adeptki do zmiany imienia czy wyłudzaniu dużych sum pieniędzy. Moje ostrzeżenie jest o wiele poważniejszej natury. Duchowej.

Zwiedziony zwodziciel

Nie nastawiony krytycznie czytelnik mógłby uznać, że za życia Gröninga jego uzdrawianie było formą sugestii, specyficznym przypadkiem oddziaływania psychologii mas, albo szukać innych naturalnych wyjaśnień. Jednak fakt, iż tysiące osób jest przekonanych, że doznało uzdrowień również po jego śmierci, musi prowadzić do zadania pytania: jaką mocą się one dzieją. I w jaki sposób pomaga w tym medytowanie zdjęcia guru. Odpowiedź jest prosta: w przypadku istniejących dziś grup paraterapeutycznych powołujących się na nauki Brunona Gröeninga i jego oddziaływanie duchowe zza granicy śmierci mamy do czynienia z toksycznym inicjacyjnym systemem duchowym.

Gröning nie brał pieniędzy od chorych. Miał gdzie spać i co jeść dzięki ludziom, którzy zapraszali go do swoich domów. Na zbiorowych spotkaniach wyraźnie deklarował, że jego uzdrawiająca siła nie pochodzi od niego samego, lecz od Boga. Nic nie wskazuje na to, by był człowiekiem świadomie żyjącym z krzywdy ludzi. Jednak dobre intencje to za mało, gdy uruchamiamy procesy tak potężne, jak te, którym podany był uzdrowiciel z Oliwy. Nieświadomość swej inicjacji i niezrozumienie reguł życia duchowego doprowadziło Gröninga do okultyzmu.

Zderzenie z rzeczywistością

Gdy historia ta zbliża się do zakończenia, Bruno Gröning ma 52 lata. Nadal wierzy, że dysponuje otrzymanym od Boga specjalnym darem. Dar jednak nie pomaga. Postawiony pod ścianą człowiek, w wyniku działań którego chorzy są separowani od lekarzy i umierają, sam poddaje się badaniom lekarzy, ale jest już za późno, rak żołądka jest zbyt zaawansowany. Bruno Gröning umiera mimo dwóch operacji.

Gdy po śmierci młodszego syna w 1949 roku małżeństwo Gröningów się rozpadło, Bruno oskarżył żonę o to, że śmierć chłopców była skutkiem zaufania lekarzom i braku wiary w jego moc. Dziesięć lat później sam ostatecznie zderzył się z rzeczywistością. Smutna historia zwiedzionego zwodziciela.

Historię Bruno Gröninga można podzielić na cztery etapy: 1. Dziecięcej odmienności, która była konsekwencją nieświadomego otwarcia się na rzeczywistość nadzmysłową. 2. Niewinnej służby „bożym darem”. 3. Okultystycznego oddziaływania na odległość. 4. Opętania.

Po śmierci Gröninga rozpoczęła się już inna, trwająca do dziś historia. Myślę o działalności stowarzyszeń propagujących teorię i praktykę uzdrawiania, które związane jest z osobą „cudownego doktora” z Oliwy.

Niedojrzałość – dzieciństwo

W 1951 roku Gröning stanął przed sądem za złamanie zakazu uzdrawiana. Na użytek procesu psychiatra Alexandr Mitscherlich powołany w charakterze biegłego sporządził charakterystykę osobowości uzdrowiciela z Oliwy: „od najmłodszych lat żył w zaczarowanym świecie”, „w poważnym stopniu był jednostką patologiczną, jeśli mówimy o zaburzeniach rozwoju osobowości na tle nerwowym”. Nie miał fundamentalnego rdzenia osobowości, był niestabilny emocjonalnie, ulegał wpływom, miał rozmytą osobowość. Przejawiał cechy osobowości niedojrzałej, niezdolnej do uczciwości wobec siebie i innych, pozbawionej samokrytycyzmu i samokontroli. Misja niesienia pomocy była zaledwie „objawem” jego „problematycznej natury”.

Psychologia mas

Tak ukształtowany człowiek znalazł się w oku cyklonu ludzkich emocji. Społeczne zaufanie, jakim cieszył się Gröning jedna z lokalnych gazet określiła mianem bezgranicznego. „Nawet powietrze w Rosenheimie – jak w uniesieniu komentował korespondent Hans Bentzinger, było – nasycone szczególnego rodzaju ekscytacją”, która „rosła z godziny na godzinę, im bardziej stawało się pewne, że Gröning przemówi do czekających tłumów”. Bentzinger opisał napięcie „nie do zniesienia”, atmosferę „tak przepojoną energią wyczekiwania, że można było jednocześnie usłyszeć bicie serca własnego i stojącej obok osoby”. Rozemocjonowanej dziennikarce Viktorii Rehn „odruchowo nasunęły się na myśl wielkie wydarzenia z Nowego Testamentu i Rembrandtowska interpretacja Kazania na Górze”. „Wszyscy i wszystko w Niemczech – napisała – czeka na nieokreślony cud”.

Po przybyciu Gröninga do Bawarii atmosfera stała się jeszcze bardziej religijna. Zebrani spontanicznie intonowali hymny w rodzaju „Ciebie Boga wysławiamy” i głośno się modlili. Niektórzy doświadczali stanów ekstatycznych. Jedna z kronik filmowych pokazała kobiety leżące plackiem na ziemi, podczas gdy mężczyźni trzymali dzieci na noszach, a inni zanosili błagania do nieba. U Tramplera znajduje się opis tłumów krzyczących „Przyjdź królestwo Twoje!”. Scena ta, uzupełnił, miała „tak druzgoczącą moc, że nikt, kto ją widział, nigdy jej nie zapomni”.
W Monachium rozpaczliwie pragnące go ujrzeć tłumy blokowały ruch uliczny, zmuszały tramwaje do zmiany trasy, a czasami zupełnie wymykały się spod kontroli: „setki ludzi położyły się przed jego samochodem” i oświadczyły, że „jeśli ich nie uleczy, to może ich przejechać”. Policja ostrzegała, że „przeważająca część obywateli na ewentualne ograniczanie wystąpień Gröninga odpowie aktywnym oporem”. Benedyktyn z Włoch, który w 1949 roku odwiedził Niemcy, powiedział tłumom czekającym na Gröninga: „Wydaje mi się, że żyjemy pod sam koniec czasu” – i przywołał proroctwa zwiastujące okres wielkiego uzdrawiania. Pisano o nadciągającej apokalipsie. We wrześniu hanowerska gazeta „Presse” doniosła, że aby nie dopuścić do kresu dni, jedna z mieszkanek Palatynatu gotowa była złożyć w ofierze własne dziecko. Gazety przypomniały stare proroctwo: „Nadejdą wielcy kaznodzieje, a święci mężowie czynić będą cuda. Lud odzyska swą wiarę i na długo zapanuje spokój”. Gröning stał się zjawiskiem wyrażającym sens i losy wszechświata, wytyczającym kosmiczny horyzont. Jego moc dorównywała mocy herosów, wydawała się wręcz nieograniczona – mogła pokonać największe zagrożenia epoki. Gazety pytały: „Czy moce Gröninga zapewnią światu pokój, powstrzymają czołgi i unicestwią broń atomową?”.
Pamiętajmy, że rzecz dzieje się kilka lat po drugiej wojnie światowej i mówimy o narodzie, współwinnym ludobójstwa na globalną skalę. Cytowany wcześniej psychiatra, Alexandr Mitscherlich, nakreślił postać Gröninga jako „projekcję i wytwór pragnień i potrzeb szukających pomocy ludzi”. „Uzdrowiciela stworzyły garnące się do niego tłumy. Wyniosły go do rangi boskiego emisariusza. To ich entuzjazm, ich nadzieje, marzenia i ogromne pragnienie odzyskania zdrowia powołały zbawcę do istnienia”. Zbawcę i odkupiciela.
Jak pisze Monica Black w swojej książce „Niemcy opętane. Przerażające duchy przeszłości w Niemczech po drugiej wojnie światowej”: „Mitscherlich szczególnie przejął się niezdolnością pacjentów Gröninga do, jak to ujął, samodzielnego myślenia, krytycznej samooceny i uczciwości […]. Relacje między uzdrowicielem a jego wyznawcami, utrzymywał psychiatra, były niebezpieczną ulicą dwukierunkową: Gröning był odpowiedzią na masową potrzebę znalezienia bezpiecznej przystani w świecie, który nie oferował innego ratunku. Wyznawcy z kolei zaspokajali jego obłąkańczą żądzę znajdowania się w centrum uwagi”.



Etap trzeci: okultyzm

Etap niewinnej służby „bożym darem” stawał się z roku na rok coraz mniej niewinny, trudno się w sumie dziwić: tłumy widziały Gröninga w roli nowego Mesjasza. Nawet dojrzałe osobowości ugięłyby się pod tak potężną presją.
Bruno Gröning nie był cynicznym szarlatanem, jednak w chwili, w której uznał, że może uzdrawiać na odległość, stał się kimś o wiele bardziej niebezpiecznym: przekroczył czerwoną linię toksycznej duchowości. Tego typu oddziaływania, o ile jest realne, nie da się bowiem wytłumaczyć najbardziej nawet spektakularnym przypadkiem skuteczności prawideł opisywanych przez psychologię tłumu. I jeśli nawet słuszna jest intuicja, że boski nimb Gröninga wytworzyła ludzka żarliwość buzująca w tych, którzy chcieli poddać się aż takiej zbiorowej hipnozie, to już z tego miejsca on sam zaczął nieświadomie zmierzać ku duchowej otchłani.

Mechanizm takiego właśnie zwiedzenia opisał poetycką frazą już pod koniec XVIII wieku Johann Wolfgang Goethe w „Uczniu czarnoksiężnika”, czerpiąc ten motyw z twórczości Lukiana z Samosat, rzymskiego sofisty żyjącego w drugim wieku po Chrystusie. Człowiek i duchowe narzędzie, nad którym nie jest w stanie zapanować, i które w końcu buntuje się przeciwko niemu.

Uzdrawianie na odległość osób, które nie zostały uwarunkowane poprzez wcześniejsze uczestnictwo w zbiorowych seansach, może się odbywać jedynie za pomocą wrogiego ludziom duchowego pośrednika. Nie wystarczy być dobrym człowiekiem gdy dotyka się okultyzmu. Już samo uzdrawianie na odległość jest formą skutecznej współpracy ze złym duchem, natomiast oddziaływanie spoza granicy śmierci jest dla człowieka niemożliwe. Działać może tylko demon.

Faza demoniczna

Od momentu gdy Bruno Gröning zaczął zapowiadać, że będzie uzdrawiał również po śmierci rozpoczął się ostatni etap jego duchowej historii. Nauka Gröninga wbrew temu co sądzą jego wyznawcy, nie jest opisem naturalnego sposobu uzdrawiania, a prymitywną okultystyczną ideologią „energetyczną”. Nie ma ani jednego badania naukowego potwierdzającego obiektywne istnienie energii, o której mówił Gröning. „Heilstrom” nie istnieje tak samo jak „orgon”, „eter”, „energia życiowa” „chi”, „ki” czy „prana”. Realnym skutkiem otwarcia się na autorytet guru w trakcie uzdrawiania, oprócz zdarzającego się niekiedy czasowego ustania objawów choroby, jest uczestnictwo w świecie duchowym uzdrawiacza. I o ile nie jest on tylko oszustem, jest to demoniczny świat duchowy.

Pamiętać też należy, że w żadnym z opisywanych w mediach przypadków uzdrowień związanych z Bruno Gröningiem nie mamy informacji o trwałości takiego uzdrowienia. Wiemy natomiast o śmierci przynajmniej jednej osoby, która przez pewien czas cieszyła się zanikiem objawów choroby. Oprócz opisów nietrwałości uzdrowień, literatura traktująca krytycznie temat duchowego uzdrawiania mówi również o zjawisku przeniesienia objawów („uzdrowiony” z choroby wątroby umiera na serce) oraz o groźnych duchowych konsekwencjach uczestnictwa w seansach z uzdrowicielami.

Każda osoba, która otwiera się według nauk Gröninga na działanie nieznanej mocy i doświadcza, na przykład, przepływu ciepła przez ciało, mrowienia, czy innych podobnych doznań, lub ma subiektywne odczucie uzdrowienia, musi spodziewać się depresji, której nie daje się leczyć farmakologicznie oraz problemów duchowych. Bowiem moc, której działania doświadcza nie jest mocą Bożą.

Zwolennicy Gröninga zalecają: „Aby przyjąć w siebie >Heilstrom<, człowiek szukający pomocy siedzi z dłońmi otwartymi do góry. Ręce i nogi nie są skrzyżowane, aby nie przerywać przepływu >Heilstromu<”. Jednak modlitwa nie jest techniką. Łaska uzdrowienia nie wymaga przyjęcia określonej pozycji ciała, tylko wiary w Bożą miłość i wszechmoc. Otwierając się na nieznaną „energię”, człowiek chory uczestniczy nie w Bożej, a w demonicznej duchowości, która stała za uzdrowicielem z Oliwy.

Bruno Gröning, niezależnie od intencji, szkodził ludziom chorym. Oferując fałszywą nadzieję odciągał ich od leczenia i inicjował w demoniczny świat duchowy, na który sam się wcześniej otworzył. Jego dzisiejsi naśladowcy kaleczą duchowo kolejne cierpiące osoby.

Bruno Gröning był groźnym okultystą. Jak każdy uzdrowiciel, który nie poddał swej „mocy” badaniu narzędziami nauki, ani rozeznaniu duchowemu. Zaś jego historia pokazuje, iż w dziedzinie duchowości nie ma najmniejszego sensu eksperymentować własnym życiem.

Najważniejsze źródła kompilacji:

https://www.bruno-groening.org/pl

https://www.bruno-groening.org/pl/bruno-groening/nauka-bruno-groeninga/nauka-bruno-groeninga

https://kultura.onet.pl/fragmenty-ksiazek/monica-black-niemcy-opetane-przerazajace-duchy-przeszlosci-w-niemczech-po-drugiej/gr2nbb7

https://dziennikbaltycki.pl/bruno-groening-z-oliwy-jasnowidz-szarlatan/ar/504687