Są ludzie, którzy nienawidzą Boga. Oskarżają ich własne grzechy. Nie chcą czuć się oskarżani. Są ludzie, których skrzywdzono, nauczono nienawidzić siebie. Im jeszcze trudniej przyjąć nadzieję.
Równać drogę, dawać racje tym, których współczesne herezje uwodzą, wykazywać intelektualne słabości wszystkich systemów myślenia, które zaprzeczają istnieniu naszego Opiekuna. Ale o wiele bardziej jadowite są zranienia serca. Bardzo trudno do poranionych ze światłem nadziei trafić.
Dużym wysiłkiem jest podnosić się z grzechów, porzucać wizję świata pełną pokus do rozpaczy, pełną wezwań do woli mocy. Grzech wpływa na intelekt. Czyni też możliwymi nieetyczne wybory, których jeszcze czas jakiś temu byśmy się wstydzili. Ale ta droga w dół, z wnętrza tego procesu zaciemniania oczu, nie jest możliwa do zauważenia. Będąc w jądrze ciemności, w centrum czarnej dziury, idąc z grzechu w większy grzech, byłem przekonany, że jestem dobrym człowiekiem, bo stać mnie na punktowe, bezinteresowne uczynki wymagające poświęcenia sił i czasu.
Powstałem z Chrystusem z martwych, wyciągnął do mnie rękę, podniósł mnie z gnoju, woda podchodziła mi pod nozdrza, nie mogłem już nawet z przerażenia krzyczeć. Szukam tego co w górze, lecz bagaż konsekwencji grzechów ciągnę za sobą na zapętlonym na szyi powrozie. Ciężka praca, trzeba uważać na to zło, które przychodzi z zewnątrz, nauczyć się je na czas rozpoznawać, trzeba też poznawać system, topografię swoich zranień, mapę blizn, zrostów emocjonalnych, podbitych przez grzech naturalnych skłonności.
Widzę jakich czynów Jezus dokonuje, widzę uzdrowienia, widzę uwolnienia, trwałe nawrócenia. Czuję, że w miarę chodzenia z Nim, coraz lżej się chodzi. Mogę sam przyjąć na siebie większe ciężary współczucia. Choć oczywiście mogę się tu mylić. Nigdy odczuciom nie zaufam. Bóg mówi przez fakty. Twardy jest grunt, na który mnie postawił.
Teraz my mamy przygotować domy dla opuszczonych, Jezus chce je budować naszymi rękami. Opatrywać rany po łańcuchach na szyjach i przegubach rąk jeńców wyzwolonych z okowów grzechu.
Nie zakładaj, że jesteś dobrym człowiekiem. Wyszli z niewoli Egiptu, zwłoki ich legły na pustyni. Mając mannę Bożej łaski zawalili swoje życie. Są ludzie skazani na błądzenie aż do śmierci.
Nie zatwardzajcie serc waszych jak w rozgoryczeniu. Rozgoryczenie i żal, błędny obraz Boga. On nie chce twojej śmierci. Masz powody do smutku, jesteś w potwornej próbie, ale nie rozżalaj się nad sobą, walcz. Nie nakręcaj w sobie negatywnych emocji. Nie żyw nienawiści, niech zdechnie. Nie odpychaj ostatnich bezinteresownych ludzi od siebie, żeby potem narzekać, że odwracają się od ciebie w potwornej twojej próbie.
Rozpacz jest grzechem. Tamci na pustyni pomarli.
Abstrakcją jest dla ciebie radość i rozkosze obcowania z Bogiem, ale nie nie odpychaj nadziei, tylko dlatego, że odpowiedzialność za siebie jest tak wielkim ciężarem. Ja cię nie oskarżam, nie chcę dokładać ci ciężarów. Zobacz, ludzie w podobnej sytuacji do twojej wyciągnęli ręce, zawyli do Boga, dzisiaj mają rodziny. Ludzie bez rąk, ludzie ciężko chorzy, są dziś szczęśliwi. Nie wiem czy dotarłaby do mnie taka argumentacja, w czas mojej golgoty. Budziłem się w totalnym przerażeniu, śmiertelny pot, panika, nie dam rady, ale widziałem, że jest światło, uwierzyłem nadziei w beznadziei. Argumentem była chyba powolna śmierć, w jakiej dwa lata żyłem. Byłem ślepy, odzyskałem wzrok, przestałem się rozżalać nad sobą, żyję.
Bieleją kosci. Zawierzasz ludzkiemu rozumowaniu, a nie Bożej obietnicy. Masz rację, nikt nie ma prawa mówić ci, że będzie dobrze, możesz przecież sama skazać się na śmierć pustyni.
Nie zatwardzajcie serc waszych, nie rozżalaj się nad sobą człowieku. Sam dalej czasem w taką pułapkę wpadam. Łatwiej jest uciekać. Ale widzę i wiem, znam symptomy, to jest mechanizm. Można go rozmontować. Bóg jest większy. Rozumiesz? Bóg jest większy od największego cierpienia. Można odrzucić rękę wyciągniętą do ciebie z krzyża. Jezus cierpiał, by cię uratować. W ogrodzie oliwnym miażdżyła Go najbardziej świadomość, że Jego ofiara pójdzie na marne, nie odrzucaj krzyża. Z Jezusem jego jarzmo jest słodkie. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale albo rzucisz się w przepaść, albo nie zaufasz. Nie mów, proszę nie mów: Jezu nie ufam Tobie.