Jej ciało tęskniło. Wołało za Jezusem, wyło. Zostało pozbawione życiodajnej słodyczy. Maria Magdalena była zakochana w Nauczycielu na zabój. Zapatrzona w każdy gest, zasłuchana w każde słowo. Ale nawet ona nie zrozumiała tego, co mówił. Słyszała słowa, nie docierało do niej ich znaczenie. Szukała zwłok. Nie była w stanie pojąć, że Jezus, który wskrzeszał ludzi, sam może powstać z martwych. Brakowało jej wiary. Widziała cuda, ale nie rozpoznała mocy Bożej. Kochała, ale tylko ludzką miłością. Śmierć przecina więzi relacji na poziomie emocji, namiętności. Jej ciało cierpiało. Usychała, łaknęła obecności, bliskości.
Jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak otchłań; żar jej to żar ognia, płomień Pana. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Nie da się kupić miłości. Nie można jej poddać kontroli. Jeśliby kto oddał za miłość całe PKB największego kraju na Ziemi, pogardzą nim tylko. Śmieszni są władcy świata rządzący przemocą, a oczekujący miłości poddanych.
Bóg nie bał się dać człowiekowi dotknąć żywiołu, który wszystko spala, pozwolić go posiąść, choć zdradzony może prowadzić do nienawiści pochłaniającej światło.
Miłość, jeśli jej pozwolić się zagarnąć, jest w każdym ze światów w czasie i poza czasem najpotężniejszą mocą.
Maria Magdalena doznała dojmującej straty, rozpacza, ma obolała duszę, zalane łzami oczy ciała, nie widzi też oczami ducha. Ale Jezus właśnie ją wyróżnia, bo jej miłość do Niego była największa. Bóg wykorzystuje wszystko, by człowieka do siebie przyciągnąć i oczyścić tak, by moja miłość była coraz bardziej podobna do miłości Jezusa. Największą miłością jest ta, która daje tyle siły, by oddać życie również za nieprzyjaciół, i za przyjaciół, i pozmywać naczynia, i wstać w nocy, by przewinąć dziecko, zdjąć choćby najmniejszy ciężar z drugiej obciążonej osoby.
Jezus rzekł do niej: „Mario!”. A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: „Rabbuni”, to znaczy: „Nauczycielu”.
Ten dialog za każdym razem mną wstrząsa. Jezus zna mnie po imieniu. Zna moje imię Bóg, dla którego Wszechświat jest niczym przypięty do garnituru rozwijający się dalej pączek róży. Myśli o mnie Bóg, który przekracza każde wyobrażenie, ogień krzepnie, moc truchleje. Nie potrafię objąc wyobraźnią całego Kosmosu, a ten cały Kosmos nie może Boga pojąć, objąć, zamknąć w sobie. Ten Bóg zna mnie po imieniu, ma policzone moje DNA, co do jednego rybosomu. Interesuje się mną, dogląda. Cały czas jest w moim najgłębszym wnętrzu, jeśli tylko Go tam zaprosiłem i trwam w czystości łaski. Uświęcając mnie w każdej sekundzie. Przebóstwiając mą naturę swoim Bóstwem. Jezus mówi do mnie po imieniu. Mówi z taką miłością, że otwierają się oczy.
Maria Magdalena słyszy swoje imię i się rozpływa. Bo rozpoznaje głos, pełen takiej miłości, że dla Jezusa oszalała. Jej wierność zaowocuje wiarą. Bliskość Jezusa przemienia.
Żywego już Pana widziałam grób pusty I świadków anielskich, i odzież, i chusty. Zmartwychwstałego blask chwały ujrzałam – to jest nasze zadanie, nieść wolność ludziom, uzdrowienie, zapalać ich swoją miłością do Jezusa.
Do Ciebie panie lgnie moja dusza, wyrywa się serce, dziękuję że dałeś mi to poczuć. Wpatruję się w Ciebie w świątyni, by ujrzeć Twą potęgę i chwałę. Szukam Ciebie, Twoja łaska jest cenniejsza od życia. Nie szukam emocji, daj wiarę.