Przebywałem poza Jego domem. Dobrze wiem, co dzieje się wtedy z duszą. Obym nigdy się już nie oszukiwał. Obym był już zawsze bezwzględny wobec swoich wyborów. Jezus mnie kocha, zaryzykował życie dla mnie, stracił życie, by dać mi życie, bym zawsze miał szansę, nawet gdy upadnę. Mam być łagodny i dobry wobec siebie, gdy jestem blisko Niego. Najtrudniejszy czas, czas próby, czas smutku – to wtedy mogę Jezusa naśladować. Oczekiwać Pana, być mężnym. Nabrać odwagi, oczekiwać Jego miłosierdzia. Trwać. Być trzeźwym, czuwać. Nie dać się uśpić.
Wybór jest prosty. Mogę być synem światłości, synem dnia, albo synem ciemności, synem nocy. Najgorsze są decyzje, których niby nie podejmuję. Kiedy niezauważalnie się zgadzam na szare drobiazgi. Pan moim światłem i zbawieniem moim, czego miałbym się lękać, a mimo to słabości swojej ustępuję. Każdego dnia widzę dobroć Boga. Jest nadzieja. Nie dać się od niej odepchnąć. Jezus za mnie umarł, abym razem z nim żył, abym miał życie i to życie w obfitości. Obyśmy mieli wspólnoty, w którzy bracia zachęcają się i budują wzajemnie.
Dawaj mi Boże codzienne zbawienie, bym nie zasłużył na Twój gniew, dawaj mi radość, bo ona mówi o Twojej bliskości.