Mam opuścić wszystko i pójść za Tobą? Nie rozumiem Cię Jezu, nie pojmuję tego, co do mnie dziś mówisz. Jest droga przykazań i ścieżka błogosławieństw. Droga minimum i pełne zaufanie Bogu. OK. Ale jak mając rodzinę iść trudniejszym szlakiem? Czy to jest w ogóle możliwe, dopóki odpowiadam za bliskie mi osoby?
Porzucenie odpowiedzialności jest ucieczką. Nie ma co do tego cienia wątpliwości. Jednak wyraźnie mówisz Jezu, że przywiązanie do dóbr materialnych jest przeszkodą w najpełniejszym wypełnianiu Twojej woli. Dobra materialne są niezbędne dla funkcjonowania rodziny. Czy można te dwie prawdy pogodzić? Ja chyba nie jestem przywiązany do rzeczy.
Modlitwa, jałmużna, bycie sprawiedliwym, odejście od zła. Postępować uczciwie, nie łamać przykazań. Dziesięć wskazań to minimum, by zobaczyć Twoje zbawienie.
Jednak stawiasz większe wymagania, Boże.
Jestem gotów pójść za Tobą, nawet wśród prześladowań. Ale czy mam prawo narażać na to swoje dzieci? Nie przywiązywać się do niczego, nie uważać niczego za swoje. OK. Wiadomo, nie chcę być uwiązany, ale nie potrafię powiedzieć, że planując swoje życie nie myślę o pieniądzach, bo rachunki same się nie zapłacą. Czyli nie mam zaufania do Boga. Na to mi wychodzi. Nie jestem prostaczkiem.
Staram się być ubogim duchem, niczego co dobre, z tego co robię, nie przypisywać sobie. Ale nie będę się starał być ubogim, bo nie tak widzę swoje obowiązki wobec rodziny. Przekonaj mnie Jezu, że jest inaczej.
W moim powołaniu ma granice to, co mogę opuścić, to co mogę oddać Bogu. Chyba, że w ogóle nic nie rozumiem. To niewykluczone.
Oddaję Ci się Jezu, miażdż moje przywiązanie do siebie, moją pychę, mój egoizm. Przyjdź ze światłem na moje powołanie. Dziś postaram się uczynić moją rodzinę Twoim królestwem. Będę starał się naprawdę służyć.