Ewangeliarz

Trup z ogonem

Wszystko zaczęło się od cierpienia, od deficytu, od bólu, przerażenia i lęku. Miałem poczucie, że walę głową w najtwardszą skałę, w sufit z pancernego szkła, w niewidzialną przeszkodę. Wziąłem odpowiedzialność za rodzinę, a rozbijały się wszystkie moje plany, upadały projekty, nie zarabiałem, a było już dziecko. Wiedziałem niby, że Bóg jest dobry, że ratunek jest u Niego. Po dwóch latach dotarło do mnie, że ja z Nim walczę, a nie z przeciwnościami, że cały czas chcę realizować swoje plany, zaspokajać krzywe pragnienia, a On miał mi tylko służyć swoją wszechmocą. Zacząłem prosić, by pokazał, co mam robić. Nic nie słyszałem, krzyczałem, żeby mówił dużymi literami, bo nie wiem jak mam wyjść z pułapki. Rankiem budziłem się oblany śmiertelnym potem, potem o lepkim zapachu piżma. Nigdy nie zapomnę zapachu śmierci, smrodu śmiertelnego przerażenia. Nigdy nie zapomnę jak Jezus wreszcie przyszedł i mnie Przytulił.

Poznałem Boga, który miłości pragnie, nie krwawej ofiary, nie zewnętrznych znaków szacunku, ale pragnienia poznania Go, bo przecież chce się pojąć, posiąść, objąć ukochanego, ukochaną. Nie ma nic złego w pobożności, ale zatrzymać się na niej jest małoduszne.

Bóg pragnie mnie. Chce być kochany, chce całkowitego zaufania, bo ono przybliża do Niego. Chce, bym wbrew rozumowi Mu zaufał. I są po temu powody. Byłem martwy, zamknięty, skupiony na sobie, zaufał mi, zainwestował we mnie swą moc. Wskrzesił mnie z martwych, dał serce z ciała, było ze skały, skamieniało od mojego grzechu, od skrajnego egoizmu, nie liczenia się z nikim i z niczym.

Dziś wiem, że Ojciec ma prawo być niesprawiedliwy czyli miłosierny, ma prawo nie karać za ludzkie winy, ponieważ wydał Syna, Syn się za nas wydał, wziął na siebie trąd moich grzechów, wykupił mnie, wyciągnął z trybów maszyny o nazwie Przestępstwo Wymaga Kary, Zabiłeś – Umrzyj.

Przyznajcie, że oko za oko – to jest oczywiste i sprawiedliwe.

Jezus dał się zabić z miłości do mnie, do ciebie. Jego Krew zmywa z nas trujący, zabójczy jad grzechu, nasze zło, innych zło, zostawia na duszy ślady, ale niż zabija dzięki wstawiennictwu Jezusa. W Bogu mam szukać sił i natchnień do bycia prawym. Będę dziękował Mu zawsze. Chciałbym dziękować, bo natychmiast o tym zapominam. Wdzięczność ulatuje, gdy tylko zaczynam realizować swoje nowe cele. Mój egoizm sublimuje.

Składaj Bogu dziękczynną ofiarę, spełnij swoje śluby wobec Najwyższego. Ileż Mu obiecywałem, kiedy mnie uratował.

Otwieram oczy i widzę małych śmiesznych ludzi, którzy głoszą Boga, choć tak naprawdę głoszą siebie.

Jestem małym, śmiesznym człowiekiem, który głosząc Boga, głosi siebie.

Bóg nie może ratować człowieka odwróconego od miłości. Idącego z grzechu w grzech,

Rozmawiam tu z kilkunastoma osobami, które zarzucają Bogu nieczułość na ich, akurat ich cierpienie. Mówią: modlę się, krzyczę, a On nie słucha. I dalej robią w swoim życiu to samo. Nie chcą się puścić grzechu, samolubności, zawłaszczania innych, zapatrzeniu we własny pępek, chcą dalej wykorzystywać, oskarżać wszystkich o swoje nieszczęście, Boga czynią winnym, że odrzucają Jego ratunek.

Ojciec przychodzi w dniu utrapienia, kiedy się staram naśladować Jego Syna. Gdyby ratował mnie mimo, iż bym się nie próbował przybliżyć do miłości swoim działaniem, uczyłby, że za zło jest nagroda. Dziś znów krążę w pętli, pisząc o odrzucaniu Bożego ratunku nie wynoszę się nad nikogo. Po raz piętnasty muszę przekroczyć swego trupa, ale nie potrafię. Wiem, że mnie wyzwolisz. Daj światło i siły. Sam z siebie umiem tylko kręcić się wokół własnego ogona.

Ojcu niepotrzebne jest nasze uwielbienie. Ale rodzi ono w nas bezinteresowność i tylko dlatego Bóg go oczekuje.

Swoją historią mam opowiadać więźniom dobrą nowinę o tym, że Bóg to wolność.

Jestem dalej małym, śmiesznym człowiekiem, który głosi siebie – nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Bóg chce od nas, abyśmy czynili miłosierdzie, Jego siłą przekraczali swojego trupa, niosąc konkretnemu człowiekowi Boże życie.

Więc nie tłumacz się, że masz obowiązki, rodziców, dzieci, że musisz zarabiać, bo kredyt, bo człowiek nie może być nieodpowiedzialny. Bóg ma wszystkie odpowiedzi. Nauczy odpowiedzialności w drodze, gdy się ruszysz, gdy staniesz się na ziemi miłosiernymi rękami Jezusa. Tak sobie powtarzam i mam nadzieję słysząc Twoje słowa: nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *