Ewangeliarz

Dużymi literami poproszę

Co mnie paraliżuje? Co dziś we mnie jest jeszcze furtką dla złego? Skłonność do popadania w niewolę jest powodem, że Bóg chce mi pomóc i wystawia mnie dziś na próbę. Słabość charakteru, skutki zranień, dążenie do komfortu, dużo tego. Wystarczy, że rozreguluje mi się rygor dnia, porządek modlitwy, już jestem wystawiony na cel dla złego.

Czego Ci odmawiam, Boże? Czego nie potrafię oddać? Mów do mnie dużymi literami. Muszę wyjść na pustynię, by w ciszy Cię znów usłyszeć.

Abym zaufał.

Stawiam sobie przed oczy czas, gdy byłem spętany swoją słabością aż do śmierci. Opleciony konsekwencjami grzechów jak mackami potwora ze słabego science fiction. Dusiłem się w otchłani. Zamierałem na miesiące, łudzac się, że jakoś przeczekam. Żyłem w ciągłym strachu i udręce. I wolałem „Panie, ratuj moje życie!” I się doczekałem.

Nigdy nie zapomnę miłości, którą poczułem gdy Jezus przyszedł mnie wybawić. Usłyszał głos mego błagania. Staram się Go kochać, choć nie umiem.

Pan jest łaskawy i sprawiedliwy, Bóg nasz jest miłosierny. Pan strzeże ludzi prostego serca:

byłem w niewoli, a On mnie wybawił.

Daj mi Jezu prostotę serca. Daj mi swoje Serce, proszę o to, bo nie zapomnę też innego Twojego daru. Poczułem kiedyś, gdy byłem daleko, szarpnięcie serca, powalającą i słodką tęsknotę za komunią, za chwilą jedności. Tak, do Ciebie wyrywało się moje serce. Potem były lata, gdy codziennie przystępowałem do stołu Eucharystii.

Odpuszczenie grzechów, uzdrowienie duszy, uzdrowienie ciała. Kościół ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów. Ma słowo jednania. Zacznę od tego. Pojednać się w sobie, pojednać się z człowiekiem i z Bogiem. Zrobię rachunek sumienia, komu jeszcze nie przebaczyłem. Jakim niezwykłym darem jest krzyż, cierpienie Jezusa. Bądź Jezu uwielbiony za to, że i wczorajsze moje grzechy przybiłeś do swego krwawego drzewa. Słodkie drzewo, słodkie gwoździe. Słodki owoc nosiło. Niech we mnie dokona się przemiana.

Daj mi światło i siłę, abym nie podnosił ręki na siebie, nie robił sobie niczego złego. Chcę ufać Ci nie tylko słowami w realnej potrzebie. Chcę słuchać Twoich rozkazów. Usłysz głos mojego błagania, nie chcę wracać do moich starych czynów. Nie ma we mnie radykalizmu w codzienności. Gubię się z minuty na minutę. Muszę wyjść na pustynię, odciąć się od zamulającej powtarzalności. Ojciec chce mi pomóc, wystawia mnie znów na próbę. Abym obejrzał swoją wiarę, swoją miłość, swoją nadzieję. Będę o nie błagał.

Uchroń moją duszę od śmierci, oczy od łez, nogi od upadku. Pragnę chodzić w obecności Pana, chcę żyć Jego słowem.

Czy mam tyle wiary, ile mieli przyjaciele sparaliżowanego człowieka?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *