Ewangeliarz

Gnojówka śmierdzi, ale działa

„Religia dała ludziom nadzieję, nadawała sens życiu, tłumaczyła, za pomocą kapłanów, świat, powodowała, że ludzie kupowali zbawienie za uczestnictwo we mszy i mówienie nieznanym osobom o swoich tzw. „grzechach”.

Czy to jest dzisiaj potrzebne? Nie wiem, ja osobiście tego nie potrzebuję. Świat tłumaczy mi nauka, sensu istnienia dostarcza mi mój syn, a o swoich grzechach wolę opowiedzieć przyjacielowi, niż anonimowemu kolesiowi w sutannie. Pozdrawiam.”

Właśnie to przeczytałem. Myślałem podobnie, choć bez cienia agresji wobec Kościoła i religii.

Gdyby Bóg mnie nie uratował, już by mnie na tym świecie nie było. Gdyby Jezus nie mieszkał w moim domu i nie było w nim codziennego różańca, nie byłoby mojego małżeństwa, codziennie przechodzę obok rowu, do którego bym się stoczył. Szklane cmentarze męskich marzeń. Oda do śliwowicy, uroki THC, pracoholizm.

Co będzie z autorem tych słów, kiedy przetoczą się nad nim fale? Kiedy zdarzy się w jego życiu jakieś prawdziwe nieszczęście, kiedy woda podejdzie mu pod usta. Kiedy zacznie się topić?

Żyłem trzydzieści pięć lat tak samo, jakby grzechu nie było. I usta zalewała mi nie woda, ale gnojówka. Gnojówka przy ustach.

Dusza moja wyrywała się, byłem w potrzasku. Budziłem się rano i nie miałem siły, by wstać. Jedynym sygnałem, że jeszcze naprawdę żyję, był mdły zapach potu, zimnego potu przerażenia. Wcześniej dwa lata walczyłem i przegrywałem każdego dnia. Na szczęście miałem babcię, która się za mnie codziennie modliła. Sidło się podarło i zostałem uwolniony. I poznałem miłość, która przekracza zmysły.

Nasza pomoc w imieniu Pana, który stworzył niebo i ziemię. Imię Jezusa niech będzie błogosławione. Jego słowo rozcina, ostry nóż, którym sprawia się zająca. Słowo oddziela miłosiernie ukryte złe intencje od prawdy serca, pokazuje to, co jest ukryte, bym nie ranił. Jezus nie złamie trzciny nadłamanej. Jego słowo jak skalpel na otwartym sercu, jak laser, oczyszcza neuron po neuronie. Zanurzeni w języku, w którym zatarte są granice, w świecie, który wyparł się pojęcia grzechu, tracimy odporność na zło, gubimy rozumienie sensu ofiary.

Są dwa tylko sposoby rozumienia świata. Cała różnorodność tysiąca postaw, życiowych mądrości, szukania równowagi, złotego środka, mocy w układaniu palców, manifestowania pragnień, afirmacji szczęśliwych scenariuszy na życie, wszystko wyjaśniających ideologii, światopoglądów schlebiających naszym słabościom a niesionych tryumfalnie na sztandarach wszechmocnej popkultury, każdy z tych pomysłów na życie zakłada błędną hierarchię wartości. Stawia w centrum człowieka, sukces, władze, pieniądze, bezpieczeństwo, dzieci, ludzką mądrość, rodzinę.

Jezus mówi: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”. Od tego, jak zrozumiesz te słowa, zależy tak naprawdę wszystko. On nie jest bezczelny, nie jest uzurpatorem ani wariatem. Jest czystą miłością, bezinteresownością w działaniu, dlatego bezcennym darem są te słowa: „kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”. Człowiek w centrum świata, człowiek miarą rzeczy, przepis na nieszczęście. Kto miłuje siebie bardziej niż Jezusa, krąży wokół własnego pępka. I w końcu odbije się od ściany. Mój egoizm zderzy się w końcu z drugim egoizmem. To jak dwa plus dwa cztery. Stracisz małżeństwo, miłość swego życia. Ograbią cię z majątku, z wewnętrznego spokoju, z bezpieczeństwa. Biliarderzy chorują, miliarderzy umierają, rozpadają się imperia z ludzkiej pychy wzniesione. Tak działa wszechświat człowieka. Hierarchia wartości, w której na szczycie wszystkiego jest ego, nieśmiertelność ludzkiej pamięci, jakiegokolwiek rzeczy stworzone.

Byłem w swoich poglądach na rzeczy ostateczne blisko światopoglądu człowieka, którego na początku cytowałem. Nie przekonałby mnie ten mój dzisiejszy wpis. Dopiero cierpienie otworzyło mi oczy. Kto nie doświadczył absolutnej bezradności, ma jeszcze wszystko przed sobą. Nie wie, w czym rzecz. Byleby nie uciekł w nałogi, byle nie stoczył się w rozpacz. Byle nie rozhuśtał zła w sobie, nie szedł po trupach, nie niszczył ludzi. Byle nie zatracił się w chemii neurotransmiterów, aż do zderzenia z filarem wiaduktu dwieście na godzinę, aż do ostatecznego uderzenia w ścianę.

Są tylko dwa spojrzenia na świat, na sens ludzkiego życia, dwa przepisy na egzystencjalny happy end. I tylko jeden prawdziwy.

„Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”. Tak trudno to najpierw zrozumieć, a już niemożliwością jest wcielić w życie. Różaniec w rękę…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *